Wisła Kraków wygrała wczoraj przy Reymonta z Bruk-Betem, czyli liderem Betclic 1 Ligi. Dla Wiślaków jest to 4-te zwycięstwo z rzędu, czyli seria na która od dawna liczyli kibice. Dzięki niej klub wspiął się w tabeli już na 10-te miejsce. Można zatem powiedzieć, iż alarm, który dało się zobaczyć koło drużyny ucichł.
Zmiana trenera
Wszystko zaczęło się od roszady na stanowisku szkoleniowca. Kazimierza Moskala zastąpił Mariusz Jop, który Wisłę docelowo prowadzić ma do końca rundy. Razem z tą decyzją przyszły wyniki, bowiem biała gwiazda rozgromiła Odrę Opole 5-0. W tym spotkaniu swoją pierwszą bramkę w lidze dla krakowskiego klubu zdobył Łukasz Zwoliński. Już na pierwszy rzut oka widać, że od zmiany sternika, piłkarz odblokował się i strzela jak na zawołanie.
W następnej kolejce przyszedł wyjazd do Siedlec. Mimo początkowych problemów, czyli gola Karola Podlińskiego, udało się wygrać. Wisła bohaterów w tym meczu miała dwóch - Rafała Mikulca i Angela Rodado. Ten pierwszy zdobył dwie bramki, a przy jednej asystował, zaś ten drugi zaliczył dwa ostatnie podania oraz sam znalazł drogę do siatki. Zwycięstwo na Mazowszu dało białej gwieździe w miarę bezpieczną lokatę w tabeli, więc sytuacja w klubie zaczęła się normalizować.
Dokładnie sześć dni po meczu w Siedlcach, Wisłę czekała kolejna ciężka batalia, czyli wyjazdowe spotkanie do Tarnobrzega. Co prawda obie drużyny dzielą dwie klasy rozgrywkowe, ale w tej edycji Pucharu Polski oglądaliśmy dużo niespodzianek, kiedy odpadały zespoły nawet o trzy poziomy lepsze. Bardzo niewiele brakowało do takiego scenariusza i tutaj, bowiem Siarce udało się odrobić dwubramkową stratę oraz prawie doprowadzić do dogrywki. W końcówce Alan Uryga zdobył bramkę, która dała krakowskiemu klubowi awans do kolejnej rundy.
Na kolejne spotkanie do Krakowa przyjechał Bruk-Bet Termalica Nieciecza. Od początku dało się wyczuć przewagę Wiślaków, jednak Niecieczę kilkukrotnie ratował Chovan. Bramki zaczęły padać dopiero w drugiej części kiedy to Wisła dwa razy zagrała koronkowo w polu karnym słoni. Dublet na swoim koncie może zapisać Łukasz Zwoliński, jednak nie było by to możliwe bez Angela Baeny. Młody Hiszpan odgrywał ważną rolę przy obu bramkach, autorstwa 31-latka.
Po meczu Zwoliński pytany o swoją kapitalną formę strzelecką za kadencji Mariusza Jopa powiedział:
Ciężko mi stwierdzić, bo nie jestem trenerem. Na pewno gdy przychodziłem do Wisły, to plan był taki, żebyśmy grali razem z Angelem Rodado. Jesteśmy nieco innymi napastnikami, a w duecie możemy - jak widać - sobie bardzo pomóc. Jeden i drugi zyskuje, to widać z meczu na mecz. To byłoby za proste powiedzieć, że to tylko przez zmianę na stanowisku trenera coś drgnęło. Dla mnie na pewno nowością było, że pierwszy raz w swojej karierze nie przepracowałem pełnego okresu przygotowawczego. Nie wiedziałem, jak organizm zareaguje. Byłem pewien, że trochę jednak lepiej. Tymczasem musiałem nieco poczekać i potrenować. Natomiast jak nie grałem w pierwszym składzie, to nie obrażałem się na nikogo. Czekałem na szansę, ale też trenowałem indywidualnie z trenerem od przygotowania motorycznego. I to było mi potrzebne. Dostałem szansę od trenera Jopa i mam nadzieję, że obaj na tym korzystamy, zresztą nie tylko my, ale cała drużyna.
Kontuzja Baeny
Kapitalne wejście z ławki urazem przepłacił Angel Baena. Na pomeczowej konferencji odniósł się do tego szkoleniowiec Wisły - Mariusz Jop:
Myślę, że na tym polega nasza siła. Jest bardzo duża rywalizacja na treningu i zawodnicy, którzy wchodzą na boisko dają jakość. Dzisiaj Ángel Baena dał dwie asysty. Nie pamiętam, żeby miał mecz z dwoma asystami w koszulce Wisły. Świetne wejście. Jednak tutaj jest duży znak zapytania jeżeli chodzi o jego zdrowie. W jednym kontakcie dostał mocno w mięsień czworogłowy. Był jeszcze rozgrzany, więc dograł ten mecz, natomiast może być tutaj problem.