3 minut czytania
Rewelacyjna końcówka. Podsumowanie rundy jesiennej w wykonaniu Motoru.

Runda jesienna tego sezonu dla Motoru Lublin była wspaniała. Ekipa Mateusza Stolarskiego niespodziewanie wkradła się w górne rejony tabeli i to wcale bez nie wiadomo jak silnej kadry. Udało się zatem wyciągnąć z piłkarzy to, co najlepsze. Śmiało można więc rzec, że w oparciu o najnowszą historię żółto-biało-niebieskich śmiało można budować silny klub piłkarski.


Złe miłego początki

Jest 21 lipca tego roku. Motor gra swój pierwszy mecz po powrocie do PKO Ekstraklasy. Kibice podchodzą do meczu entuzjastycznie i liczą, że z Rakowem uda się ugrać chociaż punkt. Wsparcie z trybun było tego dnia fantastyczne, bo fani lubelskiej drużyny szczelnie wypełnili Arenę Lublin. W końcu zawodnicy obu ekip wychodzą z szatni na boisko i zaczyna się spektakl. Pierwsze minuty wcale źle nie wyglądały. Śmiało można było nazwać spotkanie wyrównanym, bo obie strony miały swoje sytuacje. W końcu nadchodzi 32. minuta. Bartosz Wolski notuje stratę na połowie gości, po której to oni ruszają z kontratakiem. Pojawiły się wtedy ogromne błędy w ustawieniu, dzięki którym ostatecznie do siatki Brkicia trafił Ante Crnac.


Z Motorowców uleciało ciśnienie, a w kolejnych minutach błędy w ustawieniu zaczęły się powielać. Ostateczny cios przyszedł jednak w końcówce, kiedy to Dawid Drachal precyzyjnym strzałem pokonał golkipera miejscowych. Potem mogło być jeszcze gorzej, jednak wymieniony już Ivan Brkić raz po raz ratował swój zespół przed stratą gola. Ostatecznie skończyło się 0-2 i dużym rozczarowaniem. Nastroje kibiców diametralnie się zmieniły. Wiara w drużynę spadła, a z walki o środek od razu została ona oddelegowana do batalii o utrzymanie.


Później udało się wygrać w Gdańsku z Lechią, ale i po tym przyszła seria remisów z Koroną, GKS-em i Puszczą. Wśród kibiców wciąż panował niedosyt, bo oczekiwania przed sezonem były dość spore, niestety - jak na ten moment nie były one w stu procentach realizowane. Prawdziwym gwoździem do trumny była jednak wysoka porażka z Legią, która szczególnie w drugiej części zupełnie zdominowała drużynę Stolarskiego.


Porażki uczą

Wreszcie przyszło upragnione przełamanie i zwycięstwo z Górnikiem Zabrze. Udało się to po bramce Christophera Simona, dla którego były to pierwsze występy w dłuższym wymiarze czasowym. Motor wyglądał wówczas dobrze, a spotkanie to wreszcie wyglądało jakby wyciągnięte zostały wnioski z ostatnich gorszych wyników.


Niestety późniejsze dwa mecze ze Stalą Mielec i Jagiellonią Białystok były powrotem do smutniej rzeczywistości beniaminka. Szczególnie bolała porażka w Mielcu, bo tamtejsza Stal to przecież również drużyna walcząca u utrzymanie. Nie było to dobre spotkanie w wykonaniu żółto-biało-niebieskich między innymi pod względem wykreowanych sytuacji bramkowych, a właściwie ich braku. Brak punktów z Jagą dało się jeszcze wytłumaczyć klasą rywala, bowiem Motorowi przyszło mierzyć się z Mistrzem Polski.


Następnie znowu udało się wygrać. Tym razem ze Śląskiem Wrocław, który już wtedy szorował po dnie tabeli. Tylko fenomenalny strzał z odległości Marka Bartosa dał Motorowcom cenne trzy punkty. Szybko zostały jednak one przykryte przez kompromitację, która miała miejsce w Skierniewicach. Motor odpadł z Pucharu Polski właśnie z miejscową Unią. Z perspektywy czasu śmiało możemy powiedzieć, że wyszło to drużynie na dobre, bo to potem zaczęło się wygrywanie i radość wśród kibiców.


Motor pojechał na Bułgarską bez większych nadziei, była jednak w zespole sportowa złość, która sprawiła, że udało się ograć lidera. Zaczęło się słabo, bo Kolejorz zdobył bramkę, która miała napędzić go do jeszcze większych ataków. Jednak to goście przejęli inicjatywę i doprowadzili do wyrównania. W drugiej części po raz drugi trafił Samuel Mraz, co wywołało wśród fanów niemałą euforię. Wynik już się nie zmienił, choć to goście mieli sytuację, która mogła jeszcze bardziej pogrzebać Lecha.


Kolejne dwa mecze obfitowały w dużą ilość bramek. Na początek przyszło spotkanie z Widzewem, gdzie mimo dwubramkowego prowadzenia, ostatecznie trzeba było uznać wyższość rywala. Nie był to najlepszy czas dla Kacpra Rosy, z którego dopiero później trener Stolarski wycisnął to co najlepsze. Potem była przegrana z Cracovią. Tutaj po raz kolejny w grę wszedł brak koncentracji, bo na początku meczu Motor dwa razy wychodził na prowadzenie. Jednak ostatecznie to Pasy zdobyły sześć bramek, które zdobywały z dużą łatwością.


Mistrzowska seria na finiszu

Był to moment zwrotny dla lubelskiej drużyny w tym sezonie. Potem przyszła czas rywalizacja z Pogonią Szczecin. Od początku było wiadomo, że Portowcy na wyjazdach najlepsi nie są i jest to dobra okazja na przełamanie. Stało się to bardzo szybko, bo Motor już tak na prawdę grą w pierwszej połowie zapewnił sobie zwycięstwo. Ostatecznie skończyło się na wyniku 4-2 i radości z kibicami. W tym meczu błysnęli Michał Król i Samuel Mraz, którzy przewodzili ofensywą żółto-biało-niebieskich.


Po meczu z Pogonią, przyszedł czas na Piasta, który tak jak zespół ze Szczecina - nie był ostatnio w dobrej formie. Trudy wyjazdu nie okazały się jednak takie straszne, bo Motorowi udało się wygrać, a trzy gole zdobył wyżej wymieniony Mraz. Ten mecz był z resztą pokazem Słowackiego napastnika, który i w kolejnych meczach strzelał jak na zawołanie. A właśnie - następnie po raz kolejny piłkarze z Lublina musieli przejechać całą Polskę. Tym razem trafił się mecz z Zagłębiem w Lubinie. Bramki zaczęły padać dopiero przed przerwą - do siatki Miedziowych trafił Ceglarz. W drugiej części strzelał Mróz, ale ostatecznie słowo należało do... Mraza. Tak, 27-latek znów zapewnił Dumie Koziego Grodu zwycięstwo, znów strzelając kluczowego gola.


Następnie przyszło pożegnanie z Lubelską publicznością i mecz z Radomiakiem. Tutaj też udało się wygrać, tyle że zmienił się strzelec. Nie Mraz, a Stolarski dał Motorowi zwycięstwo. Skromne, ale ważne, bo dzięki niemu udało się wspiąć na prawdę wysoko w tabeli. Sam Słowak zaliczył w tym meczu asystę, więc jak zwykle - wkład w zwycięstwo miał.


W tym momencie przytoczony mecz pierwszej kolejki nabiera większego znaczenia. Wtedy Motor musiał uznać wyższość Rakowa 0-2. Teraz nadarzyła się idealna okazja na rewanż. Mecz zaczęliśmy od gola dla piłkarzy spod Jasnej Góry. Jednak goście i teraz pokazali ogromną wolę walki - udało się wyrównać. Na drugą część wyszli nabuzowani, a wreszcie udało się zdobyć gola. Niezawodny Mraz po raz kolejny daje żółto-biało-niebieskim bramkę, która jest jakże ważna. Niestety pod koniec przydarzył się błąd w kryciu przy stałym fragmencie i do siatki Rosy trafił Jean Carlos. Co do golkipera przyjezdnych, to prezentował on się wyśmienicie. Zaliczył on kilka pięknych interwencji ratujących swoją drużynę.


Progres jest ogromny

To wszystko dokładnie pokazuje, jak wielki postęp poczyniła drużyna Stolarskiego. Oba mecze z Rakowem dzieliło kilka miesięcy, a wyglądało to tak jakby na murawę wybiegły dwie różne drużyny. Nie zmieniło się jedno - Motor oglądało się dobrze i nadal tak się dzieje. Jest to z pewnością rzadkość wśród beniaminków, ale dobrze, że jest taki zespół, na którym inne będą mogły się wzorować.


Liczmy też, że wiosna będzie równie udana co jesień i Motor zadomowi się w czołówce naszej ligi. Nie będzie to łatwe, ale jest to oczywiście możliwe do zrobienia. Patrząc na jakość Mateusza Stolarskiego i jego sztabu wcale nie powinno to być niewykonalne.

Komentarze
* Ten email nie zostanie opublikowany na stronie.