Granda NaMaxa
1 minut czytania
18 Feb
18Feb

Jego nazwisko jest w obecnym czasie na ustach wszystkich mieszkańców czerwonej części Łodzi oraz sympatyków Widzewa w całym kraju. Uważany za jednego z współtwórców bałaganu i kryzysu najpoważniejszego od lat, jakich nowo powstały RTS doświadczył. Tomasz Wichniarek – dyrektor sportowy łódzkiego Widzewa, poprzez swoje ostatnie działania, a raczej ich brak, stał się bohaterem haseł niczym Leszek Balcerowicz dwadzieścia lat temu.


Absolwent Akademii Wychowania Fizycznego im. Eugeniusza Piaseckiego w Poznaniu na szerokie wody wypłynął w Lechu Poznań, gdzie pełnił funkcję skouta, a zdobyte doświadczenie podczas pełnienia tej funkcji zaowocowało awansem na stanowisko szefa całego działu skautingu Kolejorza, który rozwiał przez kolejnych siedem lat. Po latach efektywnej pracy i stworzeniu skutecznej struktury siatki skoutingowej rozstał się z klubem na rzecz jego lokalnego rywala – Warty. Tam zajmował się dalej kwestiami sportowymi klubu, pełniąc rolę dyrektora zarządzającego.


Do klubu z Piłsudskiego ściągnęła Go pełniąc swoją prezesurę Martyna Pajączek, która postawiła Tomaszowi Wichniarkowi zbudowanie i wdrożenie siatek i procedur skoutingowych, które miały umożliwiać sprowadzanie do klubu zawodników z nieoczywistych kierunków, wyselekcjonowanych według umiejętności i mentalności odpowiadającej dużym oczekiwaniom kibiców. Doświadczenie w obszarze zarządzania zaowocowało awansem na stanowisko dyrektora sportowego, które powierzył mu nowy ówczesny prezes – Mateusz Dróżdż.


Dzięki wprowadzonym procedurom do Serca Łodzi zostali sprowadzeni Andrejś Ciganiks, Luis da Silva, Fabio Nunes, Jordi Sanchez, Juan Ibiza, Frań Alvarez, Imad Rondić, Ivan Krajcirik, Henrich Ravas. Były to wiodące postacie w tamtym okresie, a według prezesa Dróżdża kilka nazwisk znalazło się w Łodzi dzięki włączeniu się w negocjację Jego osoby lub z polecenia innych zawodników. Tak do klubu miał trafić Ravas oraz Alvarez, na którego przyjście miał mieć wpływ Sanchez. Społeczność kibicowska często żartowała, że Ciganiks został złapany jak przesiadał się do innego pociągu.Krajcirik musiał odejść na wypożyczenie, po tym, jak nie wygrał rywalizacji z doświadczeniem Rafała Gikiewicza, którego do klubu sprowadził trener bramkarzy – Andrzej Woźniak.W social mediach można znaleźć wypowiedzi największej gwiazdy czerwono – biało – czerwonych Bartłomieja Pawłowskiego o tym, jak z luźnej i niezobowiązującej rozmowy z Mateuszem Dróżdżem znalazł się przy Piłsudskiego.Na co miał, więc wpływ Tomasz Wichniarek?


 Zyski ze sprzedaży Imada Rondicia, Henricha Ravasa, czy Jordiego Sancheza to niewątpliwie sukces dyrektora sportowego, w cieniu którego jest sprzedaż Antoniego Klimka za zawrotną kwotę 50 tys. złotych, rozwiązanie umowy z gwiazdą polskiej ligi Normanem – Hansenem, „poznanie” się na wirtuozerii i sprowadzeniu Hilarego Gonga. System zatwierdzania zawodników w Widzewie jest na tyle skomplikowany, iż przy funkcjonowaniu komitetu transferowego, w skład który wchodzi pięcioro członków, sam dyrektor nie bierze całej odpowiedzialności przy ocenie transferu. Dziś, kiedy drużyna jest w głębokim kryzysie kadrowym i mentalnym będący pod ścianą szef pionu sportowego obiecuje trzech nowych piłkarzy wyszukanych być może na łapu – capu, mając jeszcze w niedalekim grudniu ubiegłego roku wiedzę o potrzebach wzmocnień na poszczególnych pozycjach i czas na ich realizację.


Niewiedza odnośnie  jutra, nowego inwestora, przyszłości trenera Daniela Myśliwca, który dalej waha się nad parafowaniem nowej umowy, coraz większa presja ze strony środowiska kibicowskiego oraz opieszałość na rynku transferowym chciwego na zyski zarządu sprawia, że rozzłoszczone trybuny będą chciały głów winnych całej zaistniałej sytuacji. Wśród tych głów w portalach społecznościowych najczęściej wymieniana jest głowa dyrektora sportowego Tomasza Wichniarka. Tak sam Wichniarek, trener oraz włodarze klubu sformułowali wiekopomne pytanie -  Quo vadis Widzewie?


zdj.: Przegląd Sportowy Onet

Komentarze
* Ten email nie zostanie opublikowany na stronie.