1 minut czytania
23 Mar
23Mar

W poniedziałkowy wieczór zespół Michała Probierza zagra swoje drugie spotkanie w ramach eliminacji do Mistrzostw Świata 2026. Przeciwnikiem Polaków będzie najniżej notowany zespół w naszej grupie – Malta. Patrząc na tabelę FIFA i miejsce 168. Maltańczyków, mogłoby się wydawać, że wysokie zwycięstwo Polaków powinno być formalnością. Jednak po meczu z Litwą możemy mieć pewne obawy. Czy słuszne?


Polacy już nie raz pokazali, że łatwiej im grać z zespołem wyżej notowanym od siebie, czego przykładem jest ostatni mecz z Litwą. Po męczarniach, w 81. minucie, po rykoszecie piłkę do bramki skierował kapitan reprezentacji Polski, Robert Lewandowski. Co prawda, w całym spotkaniu to Polacy dominowali, stwarzali więcej sytuacji bramkowych, ale chwilę przed bramką Lewandowskiego praktycznie stuprocentową okazję mieli Litwini. Kibice, którzy w piątkowy wieczór pojawili się na Stadionie Narodowym, liczyli raczej na grad bramek, a nie skromne 1:0.


Pochwalić można na pewno pojedynczych piłkarzy, chociażby świetnie spisującego się w bramce Skorupskiego, wspomnianego wcześniej Lewandowskiego czy Jakuba Kamińskiego, który pojawił się na boisku w 68. minucie. Jednak to chyba za mało, patrząc na to, jak nisko notowanym przeciwnikiem jest Litwa. Ta natomiast pokazała się z bardzo dobrej strony, grając pewnie w obronie, nie popełniając głupich błędów i czekając na szybki kontratak oraz jedną sytuację, która mogłaby przynieść upragnione punkty na wyjeździe. Ostatecznie to Polacy mogą dopisać sobie trzy punkty na start eliminacji i jak najszybciej zapomnieć o tym spotkaniu.

W drugim meczu grupy G Malta przed własną publicznością w Ta’ Qali podejmowała Finlandczyków. Mecz od pierwszych minut był bardzo zacięty, z wieloma groźnymi strzałami z obu stron. Jednak to w 38. minucie stawiani w roli faworytów przyjezdni strzelili pierwszą bramkę. Benjamin Källman, znany z polskich boisk, oddał bardzo silny strzał sprzed pola karnego, bramkarz Malty odbił piłkę, a z bliskiej odległości dobił ją Oliver Antman – jeden z najlepszych strzelców swojej reprezentacji w poprzednim roku. 



Jeśli ktoś myślał, że po straconej bramce zespół Malty się podda, to grubo się mylił. Wyspiarze próbowali odwrócić losy spotkania, stwarzając sobie w drugiej połowie aż dziesięć sytuacji do zdobycia bramki. Dla porównania, Finowie mieli tylko dwie. Najgroźniejszą z nich była akcja w 73. minucie po dośrodkowaniu z lewej strony boiska, kiedy to po strzale z sześciu metrów minimalnie pomylił się skrzydłowy Malty, Mbong. Na domiar złego, cztery minuty później, po wideoweryfikacji, czerwoną kartkę obejrzał Shaw – środkowy obrońca reprezentacji Malty – po spóźnionym wejściu nad kostkę w nogę jednego z Finów.

Dzięki grze w przewadze gracze ze Skandynawii mogli nieco uspokoić swoją grę i przejąć inicjatywę, jednak mimo to Malta szukała sposobu na wyrównanie po groźnych dośrodkowaniach. W ostatnich minutach doliczonego czasu gry miała ostatnią szansę na zdobycie punktów, jednak po strzale głową jednego z piłkarzy Malty świetnie interweniował MVP całego spotkania, bramkarz reprezentacji Finlandii, Lukas Hradecky. Finowie również mogą dopisać sobie trzy punkty do tabeli, jednak na pewno nie był to dla nich łatwy mecz.



Statystyki tego meczu przemawiają na korzyść gospodarzy: 58% do 42% w posiadaniu piłki, 19 do 10 w strzałach, 6 do 5 w strzałach celnych.

Podsumowując, oba zespoły zdecydowanie niżej notowane pokazały w pierwszych meczach, że nie będą łatwym przeciwnikiem dla swoich rywali. Polacy muszą poważnie podejść do swojego najbliższego rywala i nie sugerować się jedynie składem czy miejscem w rankingu. Reprezentacja Malty ma kilka dobrych wyników w ubiegłym roku, jak chociażby remis ze Słowenią czy wygraną z Mołdawią, która była zmorą reprezentacji Polski.

Miejmy jednak nadzieję, że w tym meczu zespół Probierza pokaże swoje atuty i wygra wysoko, nie pozostawiając żadnych wątpliwości co do swojego potencjału.

Komentarze
* Ten email nie zostanie opublikowany na stronie.