Lechia Gdańsk to klub, który od miesięcy tonie w finansowym bagnie. Zaległości wobec piłkarzy, sztabu i pracowników sięgają absurdalnych rozmiarów – pensje nie wpływają na konta od co najmniej dwóch miesięcy, a sytuacja jest tak dramatyczna, że zawodnicy muszą zrzucać się z własnych kieszeni na paliwo do klubowego autokaru, by w ogóle dotrzeć na mecze. Licencja na grę w Ekstraklasie wisiała na włosku, klub balansuje na krawędzi upadku, a kibice z niedowierzaniem obserwują, jak ich drużyna stacza się na przedostatnie miejsce w tabeli. To obraz nędzy i rozpaczy, który powinien skłonić władze Lechii do zaciskania pasa i desperackich prób ratowania sytuacji. Ale nie – Lechia ma inny plan. Pakuje walizki i leci na zgrupowanie do Dubaju. Tak, dobrze czytacie: do Dubaju.
Klub, który nie ma grosza przy duszy, nagle znajduje się na liście gości w luksusowym kurorcie na Bliskim Wschodzie. Oficjalne tłumaczenie? „Zaproszenie od Al-Ain, uczestnika Klubowych Mistrzostw Świata, który pokrywa koszty”. Brzmi jak żart, prawda? Bo jak inaczej nazwać ten absurdalny scenariusz, w którym mistrz azjatyckiej Ligi Mistrzów, drużyna z ambicjami na światowym poziomie, miałby marzyć o sparingach z 17. ekipą polskiej Ekstraklasy? To się kupy nie trzyma. Al-Ain, które latem będzie walczyć o prestiż na międzynarodowej scenie, nagle uznało, że ich plany treningowe nie będą kompletne bez wizyty Lechii Gdańsk? Proszę, nie obrażajmy nikogo inteligencji takimi bajkami. To bardziej prawdopodobne, że ktoś w Gdańsku znalazł złotą lampę i potarł ją trzy razy, niż że szejkowie z Al-Ain błagali o towarzystwo Biało-Zielonych.
Tymczasem piłkarze są wściekli – i słusznie. Przerwa reprezentacyjna miała być dla nich chwilą oddechu, czasem na spotkanie z rodzinami po miesiącach harówki bez zapłaty. Zamiast tego dowiedzieli się w ostatniej chwili, że wolne zostaje odwołane, a oni mają pakować się na egzotyczną wycieczkę. Bez trenera, bo John Carver, który w Lechii najwyraźniej dorabia sobie w przerwie od prawdziwej pracy, poleciał na zgrupowanie kadry Szkocji, gdzie jest asystentem pierwszego trenera. Zawodnicy rozważali strajk – i szkoda, że tego nie zrobili, bo może wtedy ktoś w końcu zauważyłby, jak bardzo ten klub rozmija się z rzeczywistością. Zamiast walczyć o przetrwanie, spłacać długi i budować morale drużyny, Lechia funduje sobie dubajską farsę, która wygląda jak desperacki PR-owy chwyt, by odwrócić uwagę od tragicznej sytuacji.
To nie jest zgrupowanie – to kpina. Kpina z piłkarzy, którzy harują bez wynagrodzenia, z kibiców, którzy wciąż wierzą w ten tonący okręt, i z resztek zdrowego rozsądku, jakie mogłyby pozostać w zarządzie. Jeśli Lechia chce być żebrakiem w Dubaju, niech przynajmniej przestanie udawać, że to normalne. Bo normalne to nie jest – to wstyd na całą polską piłkę.