Krystian Palacz otwarcie o powodach przejścia do Motoru, odejściu trenera, sentymencie do Lecha i ambicjach w Ekstraklasie. Sprawdź, co jeszcze zdradził! Zapraszam na wywiad
Kto zainspirował cię do grania w piłkę?
- Był to zdecydowanie mój tata. Gdy miałem 5–6 lat, zaprowadził mnie na pierwszy trening i od tamtej pory do dziś gram w piłkę.
A miałeś jakiegoś swojego idola? Kogoś, kogo próbowałeś naśladować?
- W młodzieńczych latach podobała mi się gra Bena Chillwella, jeśli chodzi o lewą obronę. Było to parę lat temu, a gdy byłem dzieckiem, nie przypominam sobie, bym miał kogoś takiego.
Czyli co? Będziesz śledził, w roli fana londyńczyków, mecz Chelsea z Legią bardziej niż zwykle?
- Nie śledzę za bardzo piłki nożnej, nawet nie wiem, czy teraz jeszcze Ben tam gra (śmiech).
(...)
A dlaczego wybrałeś Motor Lublin, który w momencie twojego przyjścia był świeżo upieczonym beniaminkiem? Co cię przekonało do gry tutaj?
- Tak naprawdę miałem 3 opcje, w tym jedną z drugiej ligi, w której mogłem grać w rezerwach Lecha, i uważam, że byłoby to bez sensu przeprowadzać się z Poznania. Pozostałe dwie opcje były z pierwszej ligi i jedną z nich był właśnie Motor. Drugim zespołem był zespół, który ostatecznie spadł z tej pierwszej ligi, więc mogę stwierdzić, że podjąłem bardzo dobry wybór, a do Motoru przekonał mnie Gonçalo Feio, który zadzwonił do mnie i w ciągu 20–25 minut, objaśnił mi wszystko: jak wygląda w Lublinie, jak wygląda w klubie – co się w nim znajduje, czego jeszcze nie ma, jak to wygląda “od kuchni” – i po tej rozmowie byłem już pewny, że chcę przejść do Lublina. Myślę, że był to “strzał w dziesiątkę”.
Jaka wobec tego była twoja reakcja na odejście trenera Feio? Nie było pewne, kto dalej poprowadzi zespół, a w przestrzeni jedynie krążyły plotki o Mateuszu Stolarskim.
- Było to trochę szokujące, bo pamiętam jeszcze, jak na odprawie przedmeczowej trener Feio nas wszystkich wspierał i motywował… Wiadomo, przegraliśmy ten mecz 2:1 i nie potoczyło się to po naszej myśli, ale w tamtym momencie to odejście było dosyć szokujące – myśleliśmy, że było ono w emocjach, że da się to jeszcze jednak odkręcić. Ale ostatecznie, po paru dniach, trenera Feio z nami nie było. Wyszło jak wyszło – trener Stolarski został pierwszym trenerem i to z nim awansowaliśmy do Ekstraklasy.
Za rok wygasa twoja umowa w Lublinie. Jakie masz plany na swoją przyszłość – odejdziesz już za rok, czy potrzebujesz więcej czasu na transfer dalej?
- Jeśli pojawi się oferta, to ją rozważę i nie mówię nikomu nie, więc na dziś wszystko jest otwarte.
Marzy ci się powrót do Lecha?
- Wiadomo, że jestem z Poznania i z tym klubem łączą mnie wspomnienia i więź emocjonalna. Jeśli Lech zdecydowałby się na taki ruch, to oczywiście wszystko jest do rozważenia, ale nie chcę gdybać.
Jak już jesteśmy w temacie kontraktów, to parę miesięcy temu wyciekło nagranie waszego właściciela, który wyjawił, że wasze honorarium zależy od występów i wyników. Jak jest naprawdę i jaki to jest stosunek? Bardziej 30:70 na murawie czy 80:20?
- Z tego, co wiem, każdy ma tę kwestię indywidualnie zapisaną w swojej umowie. Ja miałem określone progi w kontrakcie, uważam, że były one dość sprawiedliwe i były to progi, które uzależniały ilość minut od ewentualnej podwyżki w następnym sezonie. Nie pamiętam już, jakie to były kwoty, ale były takie progi. Nie wiem, może ktoś z pozostałych zawodników ma takie progi w umowie, ale mnie to nie spotkało.
A jak oceniasz swój pobyt w Lublinie?
- Myślę, że mogę go ocenić pozytywnie. Zrobiliśmy awans do Ekstraklasy, wyglądamy bardzo dobrze, osobiście też czuję się usatysfakcjonowany. Nie jest to może jeszcze moje spełnienie zawodowe, ale jest co najmniej przyzwoicie, z szansami na poprawę.
Zmieniło się twoje otoczenie. Zwyczaje w Poznaniu i Lublinie na pewno się różnią. Jakie są takie największe różnice w szatni, kto na tobie zrobił największe wrażenie i jak oceniasz atmosferę w zespole?
- Myślę, że nasza szatnia jest taka, że każdy sobie w niej naprawdę bardzo pomaga. Nie ma kłótni – jak już, to są jedynie rozmowy – i każdy siebie mocno wspiera. Na pewno jest to coś, co mnie tak mocno zaskoczyło w tym wszystkim. Trener Feio przed przyjściem mówił mi, że koledzy z klubu pomogą mi tak naprawdę stać się lepszym zawodnikiem i myślę, że tak się stało, ale nie potrafię wskazać jednej konkretnej osoby, która miała na to największy wpływ. Wydaje mi się, że – tak jak już powiedziałem – jesteśmy zespołem i nie ma jednej takiej osoby, która wyróżnia się ponad stan.
Poprawiłeś swoje atuty gry w defensywie podczas tego pobytu w Lublinie i wobec tego pytanie – gdzie widzisz siebie na boisku? Czy lewa obrona to już ostateczność, czy jesteś otwarty na rotacje trenera?
- Moja nominalna pozycja to zdecydowanie lewa obrona lub lewe wahadło i nie widzę się nigdzie indziej. Bardziej widzę siebie w roli wahadłowego, ale gramy czwórką, więc na lewej obronie też muszę sobie radzić. Jest to dla mnie też naturalne, bo praktycznie od zawsze występuję na tej pozycji, więc nie sprawia mi to też problemu.
Teraz przyjeżdża do was Lech. Czego się spodziewać po tym meczu? Wiem, że ten mecz ma dla ciebie też dużą wartość sentymentalną, ale gdzie upatrywać waszej przewagi w tym starciu?
- Myślę, że ten mecz zdecydowanie możemy wygrać. Nasza liga pokazała, że może w niej wygrać każdy z każdym, i uważam, że nie będzie zaskoczeniem nasza wygrana. Osobiście oczekuję, że wygramy ten mecz. Wiadomo, Lech walczy o mistrzostwo Polski, my już się utrzymaliśmy, ale też chcemy zdobywać jak najwięcej punktów, mimo spokojnej sytuacji w tabeli. Myślę, że mamy duże szanse, by ten mecz wygrać.
To czego w takim razie, poza zwycięstwem, mogę ci życzyć?
- Minut! (śmiech)
To przede wszystkim życzę minut i wygranej oraz wygrania też rywalizacji z Filipem na tej lewej stronie.
Filip Banaszkiewicz
Fot: Motor Lublin