Przed meczem trudno było wskazać zdecydowanego faworyta tych zawodów. Dla klubu z Wrocławia wiosna to walka o życie i byt w elicie na kolejną kampanię. Widzew chce spokojnie dryfować do końca sezonu w bezpiecznej odległości od strefy spadkowej.
Mecz zaczął się jak filmy Alfreda Hitchcocka. Najpierw było trzęsienie ziemi, a następnie napięcie tylko rosło.
Już w 4 minucie wojskowi otwarli wynik tego spotkania, zaskakując zdezorientowaną obronę gości szybką kontrą, po której bramkę zdobył były zawodnik ekipy przyjezdnych Piotr Samiec – Talar. Śląsk już na starcie znalazł się w komfortowej sytuacji. Widzew miał jeszcze sporo czasu, aby odrobić straty, jednak niedokładność i chaos w poczynaniach podopiecznych Daniel Myśliwca nie napawał optymizmem do ponownego wejścia w mecz i łapania rytmu gry. Śląsk skuteczne przerywał wolne i nieporadnie ataki czerwono – biało – czerwonych, dalej próbując grać z kontry, a kolejny taki atak znalazł swój finał na …. poprzeczce bramki, której strzegł Rafał Gikiewicz.
Druga połowa to już dalszy festiwal błędów Widzewa, czego konsekwencją między innymi była samobójcza bramka w 59 minucie Luisa da Silvy. W 63 minucie gry drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę otrzymał prawy obrońca Widzewa Paweł Kwiatkowski. Wiadomo już było, że zawodnikom z Łodzi będzie ciężko odmienić losy spotkania. Trójkolorowi stanęli, więc przed szansą odniesienia drugiej wygranej w tym sezonie. Ostatnie zwycięstwo gospodarzy miało miejsce 23 października ubiegłego roku, kiedy piłkarze z Wrocławia pokonali na Tarczyński Arenie mielecką Stal 2-1.
Końcówka spotkania to wisząca w powietrzu trzecia bramka dla gospodarzy, która zmaterializowała się w 77 minucie. Po ładnej akcji całego zespołu i asyście Samca – Talara, Mateusz Żukowski pokonał Rafała Gikiewicza po raz trzeci. Uskrzydlony Śląsk ruszył po kolejne zdobycze bramkowe, marnując dogodne sytuacje na dobicie już konającego Widzewa.
Ostatecznie WKS wygrywa 3-0 z RTS-em a końcowy wynik to najniższy wymiar kary dla zdziesiątkowanej kontuzjami drużyny trenera Myśliwca.
Sam trener Daniel Myśliwiec mimo kolejnego słabego meczu, dalej sprawia wrażenie lekko „oderwanego” od rzeczywistości.
Daniel Myśliwiec: Podsumowanie meczu nie może być oderwane od wyniku, a ten pokazuje, że źle rozegraliśmy spotkanie. Nie powinniśmy pozwolić sobie na porażkę, a co dopiero w takim rozmiarze. […] W mojej oceni zawodnicy dali z siebie bardzo dużo, pomimo bardzo złego końcowego efektu. Przykładem tego może być początek meczu w naszym wykonaniu, gdzie podeszliśmy do rywala wysokim pressingiem i odbieraliśmy mu piłkę, oddając strzały. Innym takim zachowaniem była akcja Jakuba Sypka, już przy stanie 0:1. Zespół robił, co mógł.
Radości i pochwał dla swojego zespołu nie szczędził Ante Simundza: „Długo czekaliśmy na zdobycie trzech punktów, ale patrząc na dzisiejszy mecz, całkowicie zasłużyliśmy na to zwycięstwo. Jest to dla nas bardzo ważne na przyszłość. Jesteśmy zadowoleni z tego, jak się dziś zaprezentowaliśmy. […]
Wiem, że możemy grać jeszcze lepiej. Dziś najważniejsze było strzelenie kilku goli, wykorzystanie sytuacji, jakie sobie wykreowaliśmy. Podobnie jak w poprzednich występach nie dopuściliśmy przeciwnika do tego, by zagroził naszej bramce.”.
Śląsk pod wodzą nowego trenera Simundza zaczyna łapać wiatr w żagle, którego zaczyna brakować łodzi z Łodzi. Bufor bezpieczeństwa nad strefą spadkową skurczył się już do minimum marginesu błędu. Widzew włączył się do grupy drużyn walczących o utrzymanie w ekstraklasie, okazując się kolejny raz idealnym rywalem na tak zwane "przełamanie".