Już niedługo Legia i Jaga spróbują nie zhańbić nas w rewanżach Ligi Konferencji. Trzymamy kciuki, żeby wrócili jako bohaterowie, a nie jako memy na Twitterze. To świetna okazja, by przypomnieć największe kompromitacje polskich drużyn w europejskich pucharach – na szczęście w tym sezonie nasi trzymają poziom i nie dokładają nowych wstydliwych kart do tej księgi hańby. Przygotujcie się na rollercoaster wstydu i rechotu – oto historia, jak polskie kluby uczą nas, że pokora to cnota, a zagraniczne ogórki serwują nam nokaut za nokautem.
Widzew w Łodzi jeszcze kozaczył i zremisował 2:2, ale potem pojechał do Frankfurtu i dostał 0:9 w łeb. To nie był mecz, to była egzekucja – Eintracht urządził sobie strzelnicę, a Widzew grał rolę tarczy. Dziewięć goli boli do dziś, ale przynajmniej przy piwie jest o czym klepać, bo na trzeźwo to wstyd nawet wspominać.
9. Cracovia – Shkëndija Tetowo 0:2, 1:2 (Liga Europy 2016/2017)
Cracovia wyruszyła do Macedonii jak na podbój Śródziemia, a wróciła z 0:2 od Shkëndiji – ekipy, której nazwa brzmi jak hasło do Wi-Fi w Mordorze. W rewanżu 1:2 i ekspresowy teleport na kanapę przed TV. Kibice marzyli o Europie, a dostali szybki kurs geografii: Tetowo to tam, gdzie kończą się marzenia.
8. Lech Poznań – Stjarnan 0:1, 0:0 (Liga Europy 2014/2015)
Kolejorz miał zmieść półamatorskich Islandczyków jak tsunami nadmorski deptak. A zamiast tego wyglądał, jakby grał w piłkę po raz pierwszy. Porażka 0:1, potem bezbramkowy remis i koniec marzeń. Najgorsze? Lech zamiast dominować, zrobił z Islandczyków bohaterów, którzy przez chwilę poczuli się jak mistrzowie świata.
Lech poległ na Litwie, ale w rewanżu miał odrobić straty. I nawet odrobił… prawie. 2:1 nie wystarczyło i Kolejorz pożegnał się z pucharami. Faworyt z Ekstraklasy poległ w starciu z drużyną, która miała być zaledwie przystawką przed wielką Europą. To jeden z tych momentów, po których pytasz siebie: "Serio, jak to się k**wa stało?".
6. Legia Warszawa – F91 Dudelange 1:2, 2:2 (Liga Europy 2018/2019)
Mistrz Polski kontra drużyna z Luksemburga – co mogło pójść nie tak? Otóż wszystko. Legia najpierw przegrała u siebie, a potem zremisowała na wyjeździe, odpadając z zespołem, który w teorii powinien grać w Lidze Europy… ale tylko w FIFIE na ekranie konsoli. Kibice chcieli zapaść się pod ziemię, a media miały używanie.
5. Wisła Kraków – Parma 1:2, 1:1 (Puchar UEFA 1998/1999)
Wisła grała z Parmą jak równy z równym, ale krakowscy pseudokibice postanowili rzucić nożem w Dino Baggio, bo po co się ograniczać do zwyczajnego dopingu? Efekt? Roczny ban od UEFA. Piłkarze walczyli, a "fani" załatwili im wakacje od Europy. Brawo, prawdziwy teamwork!
4. Lech Poznań – Qarabağ 1:0, 1:5 (Liga Mistrzów 2022/2023)
Pierwszy mecz – 1:0 i euforia, jakby Kolejorz miał już zaraz zagrać z Realem w finale. Rewanż? Gładkie 1:5 w Azerbejdżanie. Polski sznyt: najpierw pompowanie balonika, potem zderzenie z rozpędzoną ciężarówką wypełnioną twardą rzeczywistością.
Tak, to się stało. Mistrz Polski pojechał do Luksemburga i dostał 0:5 od Jeunesse Esch – drużyny, która brzmi jak marka perfum, ale pachniała naszym wstydem. Piłkarze LKS-u swoją kompromitację tłumaczyli… tremą spowodowaną grą przy sztucznym oświetleniu, przy którym nigdy wcześniej nie występowali. Rewanż 2:1 nic nie dał, a ŁKS zapisał się jako ojciec założyciel polskich klęsk w Europie.
2. Wisła Kraków – Levadia Tallinn 1:1, 0:1 (Liga Mistrzów 2009/2010)
Biała Gwiazda miała prostą ścieżkę do Ligi Mistrzów, ale najpierw zremisowała 1:1 u siebie, a potem przegrała 0:1 w Estonii z Levadią, drużyną, która wielką piłkę znała co najwyżej z telewizji. Estończycy pokazali Wiśle drzwi do Europy – ale niestety wyjściowe. Większego obciachu w Lidze Mistrzów ze świecą szukać!
Legia rozbiła Celtic 4:1 i 2:0 – szampan się lał, kibice już bookowali hotele na fazę grupową, a piłkarze grali koncert dekady. I wtedy wszedł on, cały na biało, na ostatnie trzy minuty – Bartosz Bereszyński. Sęk w tym, że pauzował za kartki i nie powinien nawet siedzieć na ławce rezerwowych. Regulamin wyraźnie mówił "nie wolno", ale kto by tam przejmował się drobnym druczkiem? UEFA wjechała w Wojskowych jak dzik w żołędzie. Walkower 0:3 i zamiast świętowania – narodowa debata, jak można było to tak spartolić? Polska piłka w pigułce: na murawie Liga Mistrzów, w klubowych biurowcach klasa okręgowa.
Polskie kluby w Europie to jak komedia pomyłek – niemal co sezon ktoś wrzuca do niej nowy odcinek. Oby w rewanżowej rundzie Legia i Jagiellonia nie dopisały kolejnych gagów, bo naprawdę mamy już dość materiału na sagę dłuższą od "Klanu".
A może macie własne piłkarskie traumy? Podzielcie się, wszyscy tu jesteśmy na tej samej terapii grupowej.