Po katastrofalnym występie Legii Warszawa w pierwszym meczu ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy przeciwko Chelsea, gdy Wojskowi przegrali u siebie 0:3, niemal oczywistym było, że rewanż na Stamford Bridge będzie dla nich wyłącznie meczem o honor. Mimo to, nadzieje na uzyskanie dobrego wyniku były duże, co potwierdzili swoją obecnością kibice Legii, którzy mimo ograniczonej liczby biletów dla gości (zaledwie 1021) zajęli niemal wszystkie dostępne miejsca.
Wydawać by się mogło, że Chelsea, ośmielona pewnym zwycięstwem w pierwszym meczu oraz różnicą jakości pomiędzy drużynami, pozwoli sobie na wystawienie nieco słabszej jedenastki, by pozwolić odpocząć kluczowym graczom. Gospodarze rozpoczęli jednak w ustawieniu: Jörgensen - Acheampong, Adarabioyo, Badiashile, Cucurella - James (c), Dewsbury-Hall - Sancho, Palmer, Nkunku - Jackson. Był to więc niemal ten sam skład, który na co dzień rywalizuje w Premier League.
Legia natomiast zmagała się z poważnymi problemami kadrowymi. Do Londynu nie pojechali kontuzjowani Bartosz Kapustka, Marc Gual oraz Paweł Wszołek, a ponadto Gonçalo Feio zdecydował się pozostawić w Polsce m. in. Ilję Szkurina. Na murawę Stamford Bridge legioniści wyszli więc w składzie: Kovačević - Pankov, Ziółkowski, Kapuadi, Vinagre - Elitim, Oyedele, Gonçalves - Luquinhas, Morishita - Pekhart (c).
Podczas meczu w Warszawie jedyną stroną posiadającą inicjatywę była Chelsea. Metodycznym atakiem pozycyjnym rozpracowywała obronę gospodarzy, a gdy ci akurat mieli piłkę, zazwyczaj wybijali ją pod pressingiem napastników "The Blues". Tym razem obraz gry był zupełnie inny. Chelsea wciąż grała bardzo pewnie, legioniści jednak nie bali się wychodzić z groźnymi kontratakami.
Już w 5. minucie meczu pod bramką legionistów zrobiło się gorąco, ale znakomicie zachował się zbierający ostatnio dużo zasłużonej krytyki Vladan Kovačević, który obronił najpierw strzał Nkunku, a potem dobitkę Palmera. Cztery minuty później Legia otrzymała rzut karny po faulu Filipa Jörgensena na Tomášu Pekharcie. Do jedenastki podszedł sam poszkodowany i chociaż bramkarz gospodarzy wyczuł jego intencje, to nie zdołał znacząco zmienić toru lotu piłki, która wpadła do siatki tuż przy prawym słupku, dając Legii prowadzenie i nikłą, ale jednak, nadzieję na awans do półfinału.
W kolejnych minutach Chelsea całkowicie zdominowała grę, czego efektem były m. in. zablokowany strzał Reece'a Jamesa i niecelny Cucurelli, ale Legii udało się wyprowadzić kilka odważnych kontrataków - strzał Ryōyi Morishity przeszedł tuż obok słupka. Znakomicie spisywała się druga linia Legii, a zwłaszcza Maxi Oyedele, który pod nieobecność Rafała Augustyniaka znakomicie wszedł w jego buty, rozgrywając piłkę, a w razie potrzeby schodząc również do defensywy i powstrzymując Nicolasa Jacksona czy Christophera Nkunku. Świetnie pokazywał się również niestabilny ostatnio Claude Gonçalves - to po jego zagraniu do Pekharta Legia wywalczyła rzut karny.
W końcu jednak cierpliwe budowanie akcji przez zawodników Enzo Mareski dało owoce. W 33. minucie meczu Jadon Sancho zabawił się na prawej stronie i znakomicie zagrał w pole karne do Marca Cucurelli, który z łatwością skierował piłkę do siatki "Wojskowych", wyrównując wynik i pozbawiając gości resztek nadziei na awans. Dziewięć minut później po dośrodkowaniu Cole'a Palmera i zamieszaniu w polu karnym warszawiaków piłkę do siatki skierował znów Cucurella, jednak analiza VAR wykazała, że znajdował się na pozycji spalonej. Do szatni drużyny schodziły przy stanie 1:1.
Po wznowieniu gry Legia bardzo szybko na nowo objęła prowadzenie - w 52. minucie po dośrodkowaniu Rúbena Vinagre'a z rzutu rożnego i nieudanej próbie strzału z woleja Gonçalvesa piłka trafiła na głowę Steve'a Kapuadiego, który z trzeciego metra łatwo trafił do siatki. Na zawodników Chelsea ten gol podziałał jednak jak przysłowiowa czerwona płachta na byka. Zaczęli coraz groźniej atakować, a warszawiacy mieli coraz mniej do powiedzenia. Na ich bramkę bardzo groźnie uderzali Sancho oraz wprowadzeni z ławki strzelcy goli w Warszawie, Tyrique George i Noni Madueke, jednak za każdym razem na posterunku był niesamowity tego dnia Kovačević, a strzał George'a wybił z linii bramkowej Kapuadi.
W 74. minucie po fatalnym błędzie Vinagre'a George otrzymał podanie od Maduekego i z łatwością wykończył akcję, jednak po raz kolejny tego dnia gol dla Chelsea został anulowany z powodu spalonego. Obie strony do ostatnich minut szukały okazji do zdobycia bramki, lecz wynik się już nie zmienił. Legia wygrała z Chelsea 2:1, zostając tym samym pierwszym polskim klubem, który wygrał na Stamford Bridge, jednak słaby rezultat z poprzedniego spotkania zadecydował o jej odpadnięciu z Ligi Konferencji Europy.
Warto tu również wspomnieć, że dla kapitana "Wojskowych", Artura Jędrzejczyka, który wszedł na boisko w 86. minucie i powstrzymał groźną akcję Chelsea cztery minuty później, był to 400. mecz w barwach Legii Warszawa.
Zdjęcie: TVP Sport