Filip Banaszkiewicz
1 min read
27 Apr
27Apr

Lech Poznań w dramatycznych okolicznościach zremisował z Radomiakiem Radom 2:2, mimo prowadzenia 2:0 już po pierwszej połowie. Błędy w końcówce spotkania, brak koncentracji i kontrowersje wokół decyzji sędziego Lasyka sprawiły, że Kolejorz może pożegnać się z marzeniami o mistrzostwie. Radomiak natomiast zapewnił sobie utrzymanie w Ekstraklasie.

Mecz rozpoczął sędzia Lasyk, a obie drużyny od początku ruszyły w mocnym stylu. Radomiak próbował zaskoczyć, ale to Lech bardzo szybko, bo już w 5. minucie, za sprawą duetu Jagiełło–Ishak, wyszedł na prowadzenie. Dla Szweda była to 20. bramka w tym sezonie, a asystujący Filip Jagiełło postanowił wraz z kolegami zadedykować ją swojemu nowonarodzonemu synowi.

Zawodnicy Radomiaka wydawali się pogubieni, Lech dominował grę i widoczna była różnica w jakości zawodników. Mimo to biało-zieloni raz po raz kontratakowali wysoko ustawioną obronę Lecha, zagrywając długie piłki w kierunku Capity. Żadna z nich jednak nie przyniosła większego zagrożenia pod bramką Mrozka.

Świeżo upieczony ojciec z Lecha przypomniał o sobie ponownie w 34. minucie – po nieudanym wybiciu Burcha wyskoczył do główki i wpakował piłkę do siatki, zabierając ją, tuż przed rękawicami oślepionego słońcem Kikolskiego. Jagiełło dopisał sobie drugi punkt do klasyfikacji kanadyjskiej, a Lech prowadził już dwiema bramkami. Co ciekawe, Kolejorz oddał w pierwszej połowie tylko dwa celne strzały, ale oba zakończyły się golem.

Po przerwie sztab szkoleniowy i piłkarze Kolejorza szukali czapki z daszkiem dla swojego bramkarza – gdy już ją znaleźli, okazała się za duża, więc Mrozek musiał uważać, by nie dać się oślepić słońcu jak jego rywal.

W grze niewiele się zmieniło. Piłkarze w zielonych strojach rozpoczęli drugą połowę odważnie, ale nadal brakowało im skuteczności i „czegoś więcej”. Kolejorz spokojnie kontrolował mecz do 60. minuty. W międzyczasie boisko opuścili Lisman, Jagiełło i Salamon – prawdopodobnie dmuchano na zimne, bo szczególnie dwóch ostatnich skarżyło się na drobne urazy.

Lech wycofany do defensywy pozwalał Radomiakowi grać coraz lepiej, jednak gospodarze marnowali siły przez własną niedokładność. Nie da się ukryć, że zespół trenera Henriquesa notuje widoczny regres formy od starcia z Koroną.

W okolicach 70. minuty Lech próbował wykorzystać zmęczenie rywali, coraz częściej rozgrywając piłkę, ale bezskutecznie.

W 79. minucie Mońka źle podał do Kozubala, a piłkę na 18. metrze przejął Capita, który pięknym strzałem zdobył bramkę kontaktową i tchnął nadzieję w Radomiaka. Lech, uśpiony spokojną grą, nie potrafił się otrząsnąć i zaczął desperacko się bronić.

W 87. minucie kapitan Lecha, Ishak, trafił do bramki Kikolskiego, jednak sędzia odgwizdał spalonego. Nerwowość w szeregach Kolejorza rosła, bo remis praktycznie odbierał szanse na mistrzostwo przy obecnym terminarzu i przewadze Rakowa.

W doliczonym czasie gry nieporozumienie Milicia i Mrozka zakończyło się tragedią: po dośrodkowaniu Barbosy do Perrottiego, Mrozek nabił piłką swojego obrońcę, ta odbiła się od słupka, a do pustej bramki dobił Tapsoba.

Z nieba do piekła – tak można opisać ten mecz z perspektywy Lecha.

Poznaniacy stracili punkty na własne życzenie, chcąc dowieźć wynik z pierwszej połowy i lekceważąc zespół Radomiaka. Najprawdopodobniej czołówka tabeli się nie zmieni: mistrzem zostanie Raków, drugie miejsce zajmie Lech, a trzecia będzie Jagiellonia. Radomiak natomiast zapewnił sobie utrzymanie i definitywnie uciekł ze strefy spadkowej.

Na koniec muszę zwrócić uwagę na pracę sędziego. Choć zwykle unikam oceniania arbitrów, to w tym meczu sędzia Lasyk miał kilka kontrowersyjnych decyzji, często przerywał grę i momentami stawał się niepotrzebnie głównym aktorem spotkania. Gdyby przedłużył on swój majówkowy urlop o następną kolejkę, nikt specjalnie urażony nie powinien być. 

A wy, co sądzicie?  Podzielcie się w komentarzach!

Filip Banaszkiewicz

Fot: PAP/Piotr Polak

Comments
* The email will not be published on the website.