We wtorek na stadionie w Niepołomicach odbyło się spotkanie w ramach półfinału Pucharu Polski pomiędzy Puszczą a Pogonią Szczecin. Dla obu drużyn był to niezwykle ważny mecz – Puszcza walczyła o pierwszy w historii klubu finał, natomiast szczecinianie chcieli udowodnić, że zeszłoroczna porażka z Wisłą była jedynie wypadkiem przy pracy.
Miejscowi rozpoczęli spotkanie, ale to Pogoń była bardziej zdeterminowana, by strzelić bramkę. Ale to już w 4. minucie gracz Puszczy - Kosidis trafił w słupek, choć akcja została przerwana z powodu spalonego.
Minutę później, po dużym zamieszaniu w polu karnym, Koutris skierował piłkę do siatki, dając swojej drużynie prowadzenie 0:1. Gospodarze próbowali atakować z kontry, grając jednak zachowawczo w obronie. Ich główną bronią była szybkość Cholewiaka i Zhukova. Po jednej z akcji, w której Kazach dogrywał do wspomnianego Cholewiaka, ręką interweniował Valqvist. Po analizie VAR sędzia Frankowski wskazał na rzut karny. Do jego wykonania podszedł Craciun – etatowy wykonawca „jedenastek” w drużynie Puszczy. Jego firmowe uderzenie przewidział jednak Cojocaru, odbijając piłkę przed siebie. Rumun miał jeszcze okazję na dobitkę z pięciu metrów, ale fatalnie przestrzelił ponad bramką.
Puszcza nadal starała się odrobić stratę, ale narażała się na groźne kontry rywali. Po jednej z nich, w 14. minucie, Grosicki trafił w słupek. Mecz toczył się dalej, ale żadna z drużyn nie potrafiła stworzyć klarownych sytuacji, koncentrując się głównie na grze w pobliżu pola karnego przeciwnika. Nad stadionem zaczęły gromadzić się czarne chmury, zapowiadając nadchodzące problemy. W 32. minucie wyjątkowo aktywny Cholewiak trafił w poprzeczkę z 20 metrów. Ta niewykorzystana okazja szybko się zemściła – trzy minuty później Valqvist zrehabilitował się za sprokurowany rzut karny, strzelając głową od słupka na 0:2.
Do końca pierwszej połowy, po obu stronach, oglądaliśmy serię spalonych oraz strzałów z dystansu, które nie przynosiły większego zagrożenia. Z wynikiem 0:2 piłkarze zeszli do szatni.
Gdy wydawało się, że Puszcza zacznie drugą połowę ofensywnie, na boisku sprawiała wręcz wrażenie nieobecnej. Wykorzystał to Kolouris, który po podaniu Kurzawy podwyższył wynik na 0:3, praktycznie rozstrzygając losy meczu. Do 60. minuty Pogoń kontrolowała przebieg gry, nie forsując tempa. Najbardziej efektownym zawodnikiem był Przyborek, który wielokrotnie brał grę na siebie, a kibice Puszczy zaczęli skandować „emeryci”. Walka przez kolejne minuty toczyła się głównie w środku pola, a każdy strzał kończył się zablokowaniem nogą, głową lub ciałem przez któregoś z defensorów drużyny przeciwnej.
Druga połowa była bardzo nudna. Dopiero około 70. minuty Puszcza podjęła niemrawe próby ataku, ale defensywa Pogoni bez trudu je neutralizowała, posyłając długie piłki i tworząc kolejne sytuacje. Goście sprawiali wrażenie, jakby chętnie zakończyliby mecz już w 80. minucie. Chwilę później sędzia spełnił ich oczekiwania i zagwizdał po raz ostatni.
Było to spotkanie bez historii, co jest rozczarowujące, biorąc pod uwagę jego stawkę. Najsmutniejsze jest to, że nie wygrała go dobra drużyna, lecz po prostu zespół, który grał mniej słabo. Może warto przemyśleć system rozgrywek Pucharu Polski, by w przyszłości unikać podobnych sytuacji w półfinale. Puszcza nie postawiła żadnego wyzwania ekipie trenera Kolendowicza, więc Pogoń nie musiała się specjalnie wysilać, oszczędzając siły na ligowe starcia. Miejscowym brakowało zaangażowania, motywacji i jakości, co było szczególnie widoczne w drugiej połowie. Pogoń wykonała swój plan i to był jej jedyny cel w tym meczu.